ile żyje pies z dysplazją

Zwierzę żyje średnio ok. 13 lat. Na drugim miejscu jest Yorkshire terrier, a podium zamyka jeden z najmądrzejszych psów świata, czyli border collie. Ile lat ma najstarszy pies świata? Naukowcy zapisują się na listę, by badać sekret jego długowieczności. Ile żyje pies z dysplazją. Duże psy to wspaniałe towarzystwo i często stają się nieodłącznymi członkami naszej rodziny. Jednak wiele osób zastanawia się Rozwijają się procesy zapalne, wodobrzusze, a w skrajnych przypadkach objawy neurologiczne — niedowład kończyn, drżenia mięśniowe, drgawki, oczopląs, agresja, śpiączka. Może się zdarzyć, że choroba będzie miała przebieg nadostry, z bardzo gwałtownym przebiegiem lub przewlekły, trwający do kilku miesięcy i ze słabo Ile żyje pies rasy Border Collie? Ile żyje pies ras y Border Collie? Z badań wynika, że długość życia Border Collie waha się od 10 do nawet 17 lat. By pies ras y Border Collie mógł być długowieczny, musi być spełniony szereg warunków, najważniejszy z nich opiera się na braku genetycznych obciążeń. Pomóżcie. Dysplazja to dla nas nowość. Jak dbac o psa aby jak najdłużej cieszyl sie dobrym życiem. Na chwilę obecną lekarz zalecił leczenie zachowawcze i kontrole za 3 miesiąc. Wtedy będziemy myśleć czy zabieg jest konieczny. Czytam i jestem głupsza niż na początku. Jedni radza operowac inni nie Rodzaje, stopnie i leczenie dysplazji. Dysplazją określa się różnego rodzaju nieprawidłowości w tkankach organizmu, które mogą mieć charakter wrodzony lub powstać w czasie dojrzewania i różnicowania komórek. U noworodków często diagnozuje się dysplazję stawu biodrowego. Młodzież w okresie dojrzewania choruje na dysplazję poster pelestarian hewan dan tumbuhan yang mudah digambar. Ah, dysplazja dysplazja i jeszcze raz dysplazja i łokciowa i biodrowa do wyboru do koloru. Jest to słowo najczęściej odmieniane w naszej Kancelarii, jak również i u mnie w domu (jako mały pracoholik często prace, szczególnie te psie sprawy przynoszę do domu) 🙂 Jakbym miała policzyć sprawy kynologiczne jakie do tej pory mam to 95% opartych jest na problemie dysplazji lub pochodnych. Rekordzista nabywca operował swojego psa 13 – krotnie. Nie jest to wpis poświęcony opisowi choroby, tego czy mamy przypadek z dysplazją łokciową czy biodrową czy od B do D itp. Jest to wpis ogólnie poświęcony odpowiedzialności za tę chorobę i zapewne otwiera on szerszy cykl, ponieważ dysplazja, co już wiem ze szkoleń jest tematem rzeką i budzi najwięcej emocji. SZEROKI PROBLEM DYSPLAZJI W literaturze przedmiotu (nauce weterynarii) nie jest jednoznacznie określone, czy dysplazja jest chorobą genetyczną czy też środowiskową, jakie są jej przyczyny, czy ma charakter wady wrodzonej czy też jest nabyta np. nadwaga, zbyt duży ruch w wieku szczenięcym itp. Przepisy ZKWP również nie ułatwiają hodowcom, ponieważ nie ma wprowadzonych obowiązkowych badań w większości ras oraz co ważne nie wskazano czy któryś stopień dysplazji wyłącza z hodowli oraz udziału w wystawach. W mojej skromnej ocenie, lekarze weterynarii również rzucają hodowcom kłody pod nogi – namawiając posiadaczy psów do zabiegów i operacji. Chyba każdy hodowca zna kilka nazwisk lekarzy (nie mogę ich tutaj wymienić, ale może z czasem rozwoju bloga będę mieć więcej odwagi w tym temacie), którzy dokonują zabiegów na młodych psach, twierdząc że mają dysplazje D. Każdy z hodowców ras zagrożonych tym schorzeniem wie również jak ważne jest ułożenie psa do zdjęć, jak pewnie spotkał się również z sytuacjami gdzie jeden lekarz widzi problem a inny nie. Hitem jest przypadek mojej koleżanki – dzwoni do niej nabywca psa (cavalierka), który ma 3 miesiące i z przerażeniem mówi „Pani Doktor powiedziała mi że muszę zrobić prześwietlenie pieska na dysplazję, ponieważ UWAGA! tak zarzuca zadkiem jak chodzi, że to może być właśnie spowodowane tym. Koleżanka zaleciła zmianę kliniki i problem dysplazji ustał. Zapewne każdy z hodowców spotkał się w swojej karierze z tym schorzeniem. Jak dostanę zgodę od Klienta to na bloga wrzucę wiadomość mailową otrzymaną z jednego z laboratoriów, gdzie jasno zostało wskazane, że nie ma badań na gen odpowiadający za dysplazję. Sprzedany pies ma dysplazje co robić Po pierwsze nie należy panikować, gdy nabywca psa przedstawia cała litanię swoich uprawnień z kodeksu cywilnego, myśląc, co bardzo częste, że może zostawić pieska u siebie i otrzymać zwrot całej ceny 🙂 Proponuje: zapytać się nabywcy gdzie robił badania i zdjęcia, poprosić o opis od weterynarza, można poprosić o konsultacje z innym lekarzem, wskazać, że (jeśli jest psem zarejestrowanym w ZKWP) zgodnie z regulaminem jest lista lekarzy uprawnionych do wpisu do rodowodu badań i że najlepiej będzie wykonać badania tam, zastanowić się czy pies był sprzedawany do hodowli czy na kolana czy jako pies sportowy, przeanalizować rodowody rodziców psa – im więcej będzie badań i wpisów tym lepiej – moja klientka uzbierała 29 dokumentów od hodowców z linii 🙂 gratulacje dla niej 🙂 starać się utrzymywać kontakt z nabywcą, jeśli to oczywiście możliwe 🙂 Nabywca i jego roszczenia Nabywca, będący konsumentem, w dobie XXI wieku ma dostęp do magicznego pudełka – czyli Internetu, w którym można znaleźć wszystko 🙂 Czytając fora internetowe i inne tego typu grupy, można się dowiedzieć że dysplazja w stopniu B jest chorobą śmiertelną i tylko i wyłącznie genetyczną. Natchniony tymi mądrościami nabywca kontaktuje się z hodowcą. Zazwyczaj żądając: zwrotu całości ceny psa, żądają pokrycia kosztów leczenia i operacji, oddania im w ramach rękojmi kolejnego szczeniaka. Zdarza się również, że nabywca postanawia opisać rzecz w sieci, myśląc że w ten sposób bardziej przekona hodowcę do swoich racji —-> Czy hodowca ma płacić? Czytając wpisy na blogu, nie powinien umknąć twojej uwadze wpis o rękojmi ——> Skoro zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego sprzedający ponosi odpowiedzialność za wady istniejące w towarze w chwili wydania lub powstałe z przyczyny tkwiącej w towarze w chwili wydania, to …… No właśnie co? 🙂 Żebyś jako hodowca był odpowiedzialny za dysplazje ustalić należałby, że: jest to choroba genetyczna lub wrodzona, istniała w chwili wydania szczeniaka nabywcy. Zazwyczaj spory te nie kończą się w sposób polubowny i spotykamy się w sądzie. Wtedy każdemu hodowcy życzę dobrego prawnika oraz dobrego biegłego weterynarza, który odpowie na powyższe pytania 🙂 Macie problem z dysplazją? Podzielcie się nim w komentarzu 🙂 W czym mogę Ci pomóc? Agnieszka Łyp-Chmielewska W książkach można wyczytać, że dysplazja stawów biodrowych to ich wadliwe ukształtowanie. Mówi się, że ujawnia się u psów młodych pomiędzy 4, a 12 miesiącem życia. W przypadku psów 7-8 letnich zmiany w stawie są zmianami zwyrodnieniowymi. Teoretycznie można by się z tym zgodzić, dzisiaj jednak wiem, że nie do końca jest to prawdą. Mówienie o dysplazji w wieku 4 - 12 miesięcy jest sprawą mocno dyskusyjną. W tym wieku jak dowiedziałam się niedawno od świetnego specjalisty, o którym jeszcze wspomnę można mówić o pewnym rozluźnieniu stawów, o nieprawidłowości, ale nie o dysplazji. Wpływ na tę wadę mają różne czynniki uwarunkowania genetyczne, dysproporcja w rozwoju kości i mięśni lub czynnik żywieniowe, ale również urazy mechaniczne. Jeżeli w naszym domu pojawi się młody pies, to zwróćmy uwagę na to, jak chodzi i siedzi, czy: - kończyny są symetrycznie umięśnione, - nie widać koślawości kończyn tylnych, - chodząc nie wykazuje oznak bólu, - chodząc nie odciąża którejś z nóg, - nie ma tzw. ''wężowego chodu'' czyli nie zarzuca tyłkiem, Jeżeli zauważymy którykolwiek z ww. objawów u naszego psa zabierzmy go do dobrego lekarza weterynarii, który przeprowadzi szczegółowy wywiad i wykona szereg badań pozwalających poznać stan kośćca naszego pupila. Kluczowe jest jednak badanie RTG! Ze względu na rozluźnienie mięśni i prawidłowe ułożenie kończyn podczas projekcji badanie RTG psa wykonywane jest w znieczuleniu ogólnym. Najpopularniejsze ułożenie to pozycja grzbietowo -brzuszna (pies ułożony jest na plecach), która jak dowiedziałam się ostatnio jest wystarczająca jedynie u dorosłych psów z zaawansowanymi zmianami zwyrodnieniowymi. U psów młodych należy wykonać kilka zdjęć w różnych pozycjach. Metody leczenia dysplazji to : - leczenie zachowawcze, - ograniczony ruch (nie jest zalecane bieganie przy rowerze, skakanie, chodzenie po schodach) - kontrola masy ciała, - systematyczny, wyważony ruch (np. poprzez zabawę z psem), - pływanie, weterynarz i pies, dysplazja stawów u psów, operacja psa, Zwierzęta z wyraźnie zaznaczonymi objawami bólowymi oraz zmianami zwyrodnieniowymi w stawach powinny być leczone lekami przeciwbólowymi (jednak czy należy podawać psu paracetamol?), ruchem lub odżywkami chondroprotekcyjnymi i regenerującymi chrząstkę stawową (chronią chrząstki stawowe, hamują zwyrodnienia oraz wspomagają regenerację). Istnieje również możliwość operacji, aby zminimalizować ból (ale zapobieganie i zminimalizowanie występowania zmian zwyrodnieniowych). Przykładowe zabiegi : - symphysiodeza – zabieg przeznaczony dla psów młodych, rozwijających się, z intensywnym wzrostem kośćca (u psów bardzo dużych ras może być wykonywany do 20 tyg. życia, u dużych ras do 16 tygodnia); jest to metoda mało inwazyjna i powoduje zmianę ustawienia panewki miednicy, - potrójna osteotomia kości miednicy – przeznaczona dla zwierząt rosnących, pomiędzy 5 – 10 miesiącem życia. Metoda polega na przecięciu kości miednicy w trzech różnych miejscach, a następnie takim ich połączeniu, aby zmienić kąt ustawienia panewki miednicy względem głowy kości udowej. Nie można wykonywać tego zabiegu po zakończeniu wzrostu psa! - osteotomia podkrętarzowa – zmiana ukątowania szyjki udowej, - odnerwienie stawu biodrowego – może być wykonywana zarówno u młodych, jak i dorosłych psów, ale tylko w przypadku bolesności. Zabieg nie eliminuje problemu co najwyżej go ''maskuje'', - amputacja głowy i szyjki kości udowej – wytworzenie stawu rzekomego, przez co zmniejszymy lub zlikwidujemy ból w zwyrodniałym stawie, - pectinectiomia – zabieg możemy przeprowadzić kiedy nie doszło jeszcze do zmian zwyrodnieniowych u zwierzaka, w innym przypadku taki zabieg nie ma sensu. Warunkiem wykonania wymienionych zabiegów jest brak zmian zwyrodnieniowych w stawie biodrowym. Tyle właśnie wiedziałam o dysplazji kupując Rottweilera, wydaje się wystarczające, ale gdybym wtedy wiedziała przez jakie piekło przejdziemy nie pozwoliłabym go leczyć w Bydgoszczy. Na stronie jednej z kliniki weterynaryjnej widziałam kiedyś takie zdanie ''Zasadność wykonania danego zabiegu zawsze ocenia prowadzący lekarz weterynarii ! Na pewno dobierze najbardziej optymalną i skuteczną metodę leczenia psa oraz wyjaśni szczegóły operacji chirurgicznej i późniejszej rehabilitacji.'' Ośmielę się jednak z tym nie zgodzić, a oto dlaczego. Opowiem Wam naszą historię. Właśnie wróciłam z wakacji z Demonem. To była piękna sierpniowa sobota. Zaprowadzając psa do domu zauważyłam, że lekko kuleje na prawą tylną łapę. Postanowiłam się temu przyjrzeć. W zasadzie od razu pojechałam do osiedlowego weterynarza, który zbadał psa i zalecił zrobienie badania RTG, które i tak przecież chcieliśmy wykonać, ot tak dla pewności, że wszystko ok. Umówiłam się więc na badanie do jednej z uznanych klinik położonej w bliskim sąsiedztwie Bydgoszczy (nazwijmy ją umownie kliniką A) i to właśnie był najgorszy wybór jakiego mogłam wtedy dokonać. Badanie robiłam w piątek popołudniu. Doskonale pamiętam ten dzień, to było straszne bo przez cały dzień Demon nie dostał, ani wody, ani jedzenia. Po zrobieniu zdjęć zdiagnozowano u Demona dysplazję. Bezwzględnie zalecono wykonanie zabiegu. Zaproponowano mi wykonanie Pectinektomii lub Amputację głowy kości udowej. Potwierdziło to wtedy 5 lekarzy w tym również właściciel tej kliniki, a ja i tak nie dałam im wiary. Coś podpowiadało mi, żeby zasięgnąć jeszcze jednej opinii. Udałam się więc ze zdjęciami do naszej Pani weterynarz, która powiedziała słowa poprzedniej kliniki. Coś jednak nadal nie dawało mi spokoju, zaczęłam czytać, dopytywać niestety opinie były tak drastycznie różne, że zaczęłam czuć się strasznie zagubiona. Po raz pierwszy od dawna nie wiedziałam co mam robić. Pojechałam więc z Demonem do jeszcze jednego specjalisty uznawanego niemal za góru w zakresie leczenia małych zwierząt. To chyba najdroższa klinika jaką do tej pory poznałam ( klinika B). Pokazałam Panu doktorowi zdjęcia, które obejrzał w pośpiechu w recepcji i dokładnie pamiętam co nam wtedy powiedział '' Musicie zrozumieć, że macie chorego psa i zawsze będzie on chory. Zabieg trzeba zrobić''. Za to jedno zdanie zapłaciliśmy 50 zł bo potraktowano to jako kontynuację leczenia. Umówiliśmy się na zabieg Pectinektomii. Niestety tego samego dnia wróciliśmy tam znowu. Demon zaczął strasznie kuleć, była sobota popołudniu, a to była jedyna otwarta klinika. Przyjął nas jakiś młody lekarz, weszliśmy do gabinetu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to bud. Drugą rzeczą było podejście, Pan siedział do nas plecami, a na wypowiedziane przez nas ''Dzień Dobry'' nie raczył nawet odpowiedzieć. Nawet na nas nie spojrzał nic, w pewnym momencie po prostu wyszedł z gabinetu nic nie mówiąc. Nie wiedzieliśmy co mamy robić, czy mamy już sobie pójść czy zostać. Po jakimś czasie wrócił, zrobił coś na kształt wywiadu i podał psu 3 zastrzyki nie informując nas o niczym. Skasował pieniądze i kazał zjawić się w poniedziałek na kontrolę i podanie kolejnych leków. Już tam nie wróciliśmy. W pn zadzwoniłam tylko z żądaniem podania nazw leków, które psu zostały podane i odwiedziłam innego lekarza. RTG Stawów biodrowych Demona przed wykonaniem zabiegu Pectinectomii Nie zmienia to jednak faktu, że w sumie 10 Lekarzy Weterynarii potwierdziło, że zabieg trzeba wykonać. Chcąc psu ulżyć umówiłam zabieg w klinice A. Zabieg wykonano 28 sierpnia 2015 r. i pewnie gdybyśmy mieli odrobinę szczęścia to byłby już koniec naszej opowieści. Szczęścia nam jednak trochę zabrakło. Po zabiegu najbliższe 3 tygodnie spędziłam na kontrolach. Rany goiły się ładnie, ale pies jak kulał tak kulał. Zaczęło mnie to zastanawiać. Zapytałam więc lekarzy po jakim czasie powinnam zauważyć poprawę ? Chwila konsternacji po czym zapytano mnie o to kiedy wykonany był zabieg, odpowiedziałam, a Panowie zgodnie stwierdzili, że po miesiącu. Ok minął miesiąc, a pies zaczął chodzić gorzej. Właściciel Kliniki A uznany ortopeda zaproponował oczywiście dopiero po moim zapytaniu o jakąś rehabilitację, żebym udała się do właściciela kliniki rehabilitacyjnej (klinika C). Niestety terminy były tak oblegane, że na wizytę czekałam bite 3 tygodnie. W końcu nadszedł ten dzień, zapakowałam Demona do samochodu i udaliśmy się na drugi koniec miasta w poszukiwaniu nadziei, której jednak nie znaleźliśmy. Właściciel kliniki C po zbadaniu psa i obejrzeniu zdjęć zalecił zrobienie kolejnego RTG. Nie wiedziałam co robić pies coraz bardziej kulał, a w łapie pojawiły się duże zaniki mięśniowe. Weterynarze zalecali wykonanie amputacji głowy kości udowej po zakończeniu okresu wzrostu, do której ja jednak nie byłam przekonana. Czasami ma się takie wewnętrzne przekonanie o tym, że coś jest złe i ja wtedy takie przekonanie miałam myśląc właśnie o amputacji. Po prostu czułam, że to nie pomorze. Nie zaproponowano mi niczego innego, żadnej rehabilitacji, nic. Umówiłam kolejne zdjęcia RTG okazało się, że było gorzej główka kości udowej znalazła się całkowicie poza stawem, ale tego właściciel kliniki A jako świetny ortopeda nie zauważył, nikt z kliniki A nie zauważył. Pan zalecił, żeby natychmiastowo wykonać zabieg amputacji, ale ja nadal podświadomie czułam, że to byłaby zła decyzja. Wszystko we mnie krzyczało NIE. Szukałam więc dalej. Za namową partnera trafiłam do kliniki D tam poznałam lekarza, który zalecił ''kasację'' psa i zażądanie zwrotu pieniędzy od hodowcy. Zapytany przez nas o amputację wykluczył zabieg stwierdzając, że pies nie dałby rady utrzymać się na 3 łapach i, że by się nam położył. Zapytałam go o nowe metody leczenia tj. protezowanie, leczenie komórkami macierzystymi. Odpowiedział, że nie wie jak radzą sobie psy z protezami, ale polecił mi dwa nazwiska z Warszawy i Poznania. Powiedział, że jeżeli jeden z tych lekarzy podjąłby się leczenia Demona to on na naszym miejscu by spróbował, ewentualnie możemy spróbować też pływania. RTG Stawów biodrowych Demona po wykonaniu zabiegu Pectinectomii Ta wizyta mogę powiedzieć śmiało, że wtedy mnie niewyobrażalnie przybiła, ale pomimo to usiadłam tego samego dnia przy kompie i zaczęłam szukać tych dwóch podanych kontaktów. Do żadnego z nich nie udało mi się dodzwonić, ale za to miałam ich maile. Niestety, ani Poznań, ani Warszawa nie wykazały chęci jakiejkolwiek współpracy. Szukałam więc dalej, ale nie trafiałam na nic niosącego nadzieję, a czas płynął, zaniki mięśniowe były coraz większe, zdecydowałam o zabraniu Demona na bieżnię wodną, na którą zaczęłam z nim jeździć w grudniu, a skończyłam kilka dni temu. Masę mięśniową udało się odbudować, ale teraz musimy ją utrzymać. Na bieżnię wodną jeździłam z nim do Gdańska dziennie pokonywałam wtedy prawie 400 km. To było wyczerpujące, ale i dające jakąś satysfakcję. Zwłaszcza, że widziałam jak pies, który wcześniej chorą łapą nie mógł się podrapać za uchem bo dosięgał tylko do wysokości łopatki, teraz mógł to zrobić. Jak mógł utrzymać się na tej łapie lub podnieść ją przy oddawaniu moczu. Tak Demon radził sobie na bieżni wodnej w Centrum Rehabilitacji Małych Zwierząt - FIZJOPET Pewnego grudniowego dnia trafiłam na jakieś forum zadałam tam pytanie odnośnie dysplazji oraz zabiegu endoprotezy chciałam wiedzieć jak psy sobie z taką protezą radzą jeden z użytkowników odpowiedział mi, że na fb jest taka grupa ''Choroby ortopedyczne psów i kotów'' i może warto byłoby tam zapytać. Zapytałam się do grupy i zadałam pytanie odnośnie endoprotezy. Polecono mi tam 2 lekarzy " Martina Novaka z Czech i Macieja Michnowskiego ze Skarżyska Kamiennej. Z pierwszym mimo szczerych chęci nie udało mi się skontaktować choć próbuję do dzisiaj, moje maile nie są dostarczane przez pocztę, a dodzwonić się jakoś nie miałam szczęścia. O kontakcie z drugim zaraz Wam opowiem. Nie chciałam męczyć psa niepotrzebnymi wyjazdami i badaniami dlatego w między czasie wysłałam maile z zapytaniem do całego Wydziału Weterynarii Wrocławskiego SGGW. Próbowali pomóc, polecali swoich kolegów, z każdym się skontaktowałam, ale nie mogli nam pomóc. Zacytuję tylko jedną z wielu odpowiedzi jaką dostałam od Lekarza z SGGW : ''Witam Zdjęcia nie są wykonane nieprawidłowo ale dysplazja jest ewidentna, jeżeli chodzi o staw prawy. Wygląda na to, że jest to dysplazja E, bo stopień nadwichnięcia jest duży, ale do jednoznacznej diagnozy konieczne jest wykonanie badania w prawidłowym, symetrycznym ułożeniu miednicy i kończyn, szczególnie jeżeli chcemy ocenić jednoznacznie staw lewy, który w tak skośnym ułożeniu może pozornie być prawidłowy (jednocześnie staw prawy może pozornie być gorszy niż w rzeczywistości). Jeżeli chodzi o wybór postępowania, nie jest to pytanie do mnie, gdyż jako radiolog nie zajmuje się tym. Oczywiście znam metody operacyjne, ale powinny być wybierane stosownie do przypadku przez chirurga ortopedę. Bardzo dobrze, że Pani konsultuje to z kilkoma lekarzami. Oczywiście dekapitacja jest jedną z opcji. W grę wchodzi jeszcze wykonanie protezy stawu, lub innego zabiegu ale są to zabiegi specjalistyczne nie wykonywane rutynowo, czasem jedynie w klinikach zagranicznych. Tak czy siak moim zdaniem powinno się jeszcze raz wykonać badanie stawów w prawidłowym ułożeniu, żeby obiektywnie móc określić stopień nadwichnięcia. Zapraszam do naszej pracowni jeżeli się Pani zdecyduje (rejestracja pod nr telefonu ............... Z chirurgów specjalistów wrocławskich mogę Pani polecić: dr ................, dr ............., dr ..............., dr ................. W Warszawie bardzo znaną specjalistką jest dr Beata Degórska (wykonuje także protezy stawów biodrowych). Jeżeli nie kontaktowała się Pani z żadnym z wymienionych, zachęcam. Są to lekarze z doświadczeniem w takich przypadkach. pozdrawiam serdecznie'' Skontaktowałam się z każdym z nich, ale ponieważ nie znalazłam odpowiedzi na moje pytanie co by zaproponowali, zadzwoniłam do Pana Macieja Michnowskiego ze Skarżyska Kamiennej, Pana Doktora nie zastałam jednak przesympatyczna Pani, która odebrała telefon po moim wyjaśnieniu sytuacji podała mi mail do Pana Michnowskiego ze szczegółowymi instrukcjami co najlepiej wysłać i poinformowała mnie, że Pan doktor sprawdza go co kilka godzin. Tak więc od razu po telefonie usiadłam i zaczęłam pisać mail wg. szczegółowych instrukcji : podając nr tel, krótką historię choroby Demona, zdjęcia RTG wykonane przed zabiegiem i po zabiegu oraz film, na którym widać jak pies się porusza (chodzi, biega). Nie czekałam długo jakieś pół godziny później zadzwonił do mnie Pan Doktor Maciej Michnowski przez pół godziny szczegółowo opisywał mi co widzi na zdjęciach, że pojawiły się zwichnięcia, że widać zmiany zwyrodnieniowe. Opowiadał mi też jaki zabieg wykonałby, gdyby pies trafił do niego w wieku 5, 7, 10 miesięcy. Niestety dla Demona było już za późno, Demon miał już 11 miesięcy. Jemu została już tylko proteza stawu biodrowego i jeszcze jeden zabieg, który w prawdzie można wykonać u psa w tym wieku, ale ponieważ pewne zmiany zwyrodnieniowe są Demon się nie kwalifikuje, za chwilę i tak trzeba by było robić protezę. Pan Doktor potwierdził również moje obawy co do wykonania u Demona zabiegu amputacji głowy kości udowej. Pierwsze o co zapytał to ile pies waży. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że 40 kg. Powiedział, że pies by się nie utrzymał , a za chwilę i tak szukalibyśmy dla niego protezy. Amputacja to zabieg , który wykonuje się u psów o wadze maksymalnie do 35 kg, ale nasi lekarze jakoś o tym nie wiedzieli, no poza jednym Mateuszem H. Ten człowiek niczego nie zyskał poświęcając mi swój cenny czas, niczego poza moją olbrzymią wdzięcznością, ale i tak chciał mi pomóc. Pan Doktor stwierdził, że jego zdaniem u Demona najbardziej sprawdzi się endoproteza. Polecił mi też Panią Doktor Beatę Degórską , do której napisałam identycznego maila jak wcześniej do Skarżyska. Odpowiedź przyszła dość szybko. Pani Doktor zaproponowała zabieg endoprotezy. Poprosiła też o telefon w celu umówienia wizyty. Należy również powtórzyć zdjęcia RTG. Ponieważ Pani Doktor dysponuje protezami dla psów rosnących zdecydowałam, że wizytę umawiamy możliwie jak najszybciej i dlatego właśnie jedziemy do Warszawy w ten czwartek. TRZYMAJCIE ZA NAS MOCNO KCIUKI. Na koniec mam dla Was kilka ciekawostek : Dzięki fb i trafieniu do grupy ''choroby ortopedyczne psów i kotów'' dowiedziałam się dlaczego lekarze w Bydgoszczy mówią jednym głosem. Otóż właściciel kliniki A operuje u właściciela kliniki C, który przyjmuje pacjentów w klinice B. Jedno wielkie kolesiostwo tylko zwierząt szkoda. CZEGO UNIKAĆ ? - CZEKANIA, to najgorszy wróg w walce z dysplazją. Jeżeli jakikolwiek lekarz każe Ci czekać uciekaj bo to oznacza, że nie ma zielonego pojęcia o tym schorzeniu, - PECTINECTOMI, samego zabiegu Pectinectomii od wielu lat się już nie wykonuje, w połączeniu z inną metodą tak bo tylko wtedy ma to sens (niestety nie pamiętam już jej nazwy, ale wspominał mi o tym właśnie Pan Michnowski, a jest to człowiek dysponujący olbrzymią wiedzą), - LEKARZY, KTÓRZY NIE PROPONUJĄ ŻADNEJ INNEJ METODY NIŻ PECTINECTOMIA CZY AMPUTACJA zwłaszcza jeżeli tą drugą metodę proponują zastosować u molosa. Oznacza to jedno, że nie mają pojęcia o tym jak leczyć Twojego psa. Zastanów się czy komuś takiemu chciałbyś go powierzyć, Z DYSPLAZJĄ WALCZYMY JUŻ PÓŁ ROKU OTO BILANS : - niepotrzebne cierpienie Demona - kulawizna, - zaniki mięśniowe, - zwichnięcia, - stany zwyrodnieniowe, - niezliczona ilość wydanych pieniędzy (zdjęcia RTG - 200 zł każde, zabieg 200 zł, wizyty u lekarzy od 50 zł - 130 zł, a było ich kilkunastu, bieżnia wodna 1 wizyta - 60 zł za 30 min, a byliśmy na niej 16 razy, wydatki na paliwo - wolę ich nie podliczać, suplementy oraz leki też wolę nie liczyć bo nabawię się jeszcze depresji najtańszy kosztuje 55 zł na miesiąc, najdroższy 120 zł, konsultacja w Warszawie plus nowe zdjęcia RTG to koszt około 400 zł). O aspektach medycznych czy klinicznych dysplazji stawów biodrowych u psów wiele już napisano i wiele autorytetów się w tym temacie wypowiadało. Ja chciałabym napisać o hodowli i rozterkach z tym związanych, bo każdy, kto hoduje owczarki podhalańskie, prędzej czy później będzie musiał się zmierzyć z tym poważnym problemem. "Jeśli dysplazja jest czyjąś obsesją, powinien on hodować wyścigowe greyhoundy. Jeśli jednak hoduje bernardyny, to musi pamiętać, że rasa ta nie słynie z dobrych stawów i pod tym kątem trzeba podejmować decyzje hodowlane. Osiągnięcie dobrych stawów powinno być jednym z celów hodowli, ale z pewnością nie celem jedynym." - czytamy w "PORADNIKU dla hodowców psów Genetyka w praktyce", którego autorem jest Malcolm B. Willis. Nie można powiedzieć, że dysplazja to problem konkretnej rasy -po prostu psy o pewnym typie budowy mają do niej duże predyspozycje. I niestety owczarki podhalańskie do nich należą. Hodując w Polsce podhalany musimy się liczyć z ograniczeniami hodowlanymi związanymi z wynikami HD, hodując słowackie czuwacze już nie. Z uwagi na stan ilościowy i zróżnicowanie genetyczne populacji problem jest bardzo poważny. Psy są w dużym stopniu ze sobą spokrewnione, pula genetyczna rasy zawężona i poprzez wykluczanie z hodowli zwierząt z wynikiem gorszym od regulaminowego, uszczuplana jeszcze bardziej. O reproduktorach pisałam już wcześniej. Ostatnio natknęłam się w Internecie na listę suk hodowlanych Oddziału Zakopane. Jest na niej 22 suki, zerknęłam w katalogi zakopiańskich wystaw - jakie jest pochodzenie tych suk -2 o nieznanym pochodzeniu ( 10 to półsiostry po ORNAKU z Butorowego Wierchu, 7 to półsiostry po KRYWANIU od Małkuchów, 2 to półsiostry po synu KRYWANIA - HARDYM z Butorowego Wierchu, 1 po KROKUSIE od Małkuchów - bracie KRYWANIA. Ilościowo może to sporo - jakościowo (mam na myśli pulę genową) bardzo mało. W cytowanym wyżej Poradniku czytamy również: "W rasach o małej liczebności trzeba więc podejmować wszelkie działania, które doprowadzą do poszerzenia bazy hodowlanej. Pojedynczych osobników, choćby najwyższej klasy, nie można zbyt intensywnie wykorzystywać. Jeśli się tylko da, trzeba importować nowe zwierzęta. Należy sobie też zdawać sprawę z faktu, że w rasach tych nie sposób osiągnąć tak wysokiego standardu, jak w popularnych, o dużej liczbie osobników. Niekiedy w hodowli rzadkiej rasy warto zrezygnować z wysokich wymagań co do pewnej cechy, jeśli można dzięki temu uzyskać poprawę innych. Przypuśćmy, że hodujemy rasę, w której liczebność wynosi 500 sztuk. Powiedzmy, że średni wynik badania w kierunku dysplazji stawów biodrowych, ustalony na podstawie 80 osobników wynosi 15,0 punktów. Tymczasem trafiamy na psa doskonałego pod względem cech fizycznych i psychicznych, lecz o wyniku badania w kierunku dysplazji wynoszącym 31 punktów. Oczywiście, można powiedzieć, że z tego tylko powodu pies ten nie nadaje się do hodowli. Czy nie szkoda jednak innych jego zalet? Osobiście uważam, że należałoby spróbować." W brytyjskim, punktowym systemie oceny dysplazji podoba mi się to, iż wynik konkretnego psa odnosi się do średniej w rasie, a nie jak u nas do arbitralnie przyjętego A czy B takiego samego dla wszystkich ras, w systemie angielskim średnia dla każdej rasy może być inna i znacznie się różnić. Inną kwestią jest to czy w Polsce mamy 500 sztuk rasowych (rodowodowych), mających uprawnienia hodowlane owczarków podhalańskich ? - niestety, nie. Nie można powiedzieć, że dysplazja stawów biodrowych to problem psów rodowodowych. Kundelki o podobnym typie budowy - duże, ciężkie i szybko rosnące - też mają dysplazję. Różnica polega na tym, że psy rodowodowe są zdecydowanie częściej badane w tym kierunku, w celu kwalifikacji hodowlanej, bardzo często mimo braku jakichkolwiek objawów klinicznych. Psy nie rasowe badane są dopiero gdy wystąpią objawy kliniczne. A w doniesieniach naukowych możemy przeczytać, że około 30% dysplastycznych psów będzie wymagało leczenia w późniejszym życiu. Pozostałe 70% przeżyje swoje życie i nikt o tym nie będzie wiedział. W wątpliwość poddaje się również zasadność profilaktycznych operacji szczeniąt ocenianych jako zagrożone wystąpieniem choroby - bo dane wskazują, że jedynie u ok. 6% tych szczeniąt z określoną "luźnością" stawu rozwinie się w trakcie rozwoju choroba zwyrodnieniowa upośledzająca w różnym stopniu motorykę psa. Nie można powiedzieć, że to tylko nasz - Polaków problem (bo sprzęt..., bo ludzie..., bo kultura hodowli...) - czasem słyszy się takie głosy - nie znam kraju gdzie dysplazja nie występuje. I różne kraje różnie do tego podchodzą - w jednych używa się do hodowli tylko psy z określonym wynikiem HD (w przypadku owczarka podhalańskiego w Polsce -psy HD A lub HD B, suki HD A, HD B lub HD C). W innych można rozmnażać również psy z HD D lub HD E np. Finlandia. Trzeba tu też zaznaczyć fakt, że przy takim podejściu Finowie dysponują bardzo ciekawymi danymi. Ogólnodostępne, publikowane w Internecie są wyniki badań konkretnych psów, zestawia się wyniki rodziców i potomstwa - wyrażając procentowo ile potomków zostało przebadanych, jakie są wyniki poszczególnych psów z tego skojarzenia, jak również procentowo ile jest wyników A, B, C, D i E, w danym miocie, jakie są wyniki w poszczególnych hodowlach itd., itp. Uważam, że wiedza taka jest po prostu bezcenna dla postępu hodowlanego w rasie i bardzo praktyczna dla hodowców przy planowaniu kolejnych miotów. Zdarza się przecież, że sam pies może być wolny od dysplazji, ale jego potomstwo z różnymi sukami okazywało się w dużym stopniu dysplastyczne. Możliwa jest również sytuacja odwrotna - dysplastyczny rodzic, a potomstwo w przewadze zdrowe. W kwestii dysplazji wyniki potomstwa wydają się więc bardziej istotne, niż wynik konkretnego osobnika rodzicielskiego. W Polsce niestety takich informacji nie mamy. W odróżnieniu od Finlandii u nas odpowiedni wynik to "być albo nie być" osobnika jako zwierzęcia hodowlanego, jeśli więc ten wynik dobry nie jest to często taki pies po prostu "znika" z wystaw, a czasem również z hodowli, w której mieszkał. I nikt nic nie wie - nie sposób więc ocenić wartość hodowlaną rodziców takiego psa, którzy przecież dalej są w hodowli używani. Osobiście uważam, że problemem, jest również fakt, iż brak jest kompletnych danych dotyczących wyników HD w rodowodach polskich psów. Wyniki HD A jeszcze się spotyka, ale B czy C już rzadko. Często przy tym brak danych przodków w I czy II pokoleniu, o dalszych już nawet nie wspominam. A chyba dobrze by było, by hodowca szukając reproduktora dla swojej suki mógł podjąć świadomie decyzję, mając do wyboru kilka reproduktorów i wiedzę jakie są wyniki przodków, a najlepiej też potomstwa własnej suki czy wybrać tego, w którego rodowodzie jest przewaga A, czy tego gdzie aż roi się od B czy C. Największym jednak problemem dotyczącym dysplazji stawów biodrowych jest fakt, że nie są do końca wyjaśnione przyczyny jej powstawania. W starszych opracowaniach pisano, że w 80-90% odpowiedzialne są czynniki genetyczne, w nowszych odziedziczalność dysplazji określa się na 20-40%. Reszta to już ponoć wpływ środowiska -sposobu odchowu szczenięcia. Selekcja, prowadzona poprzez dopuszczanie do rozrodu tylko osobników wolnych od dysplazji nie daje oczekiwanych rezultatów. Międzynarodowy sędzia kynologiczny, Mirosław Redlicki w artykule "O dysplazji czyli genetyka ilościowa" opublikowanym w czasopiśmie "Przyjaciel Pies" nr 9 wrzesień 2007 pisze: "Pierwszy kompleksowy system selekcji wprowadzono w Szwecji (1959), potem w Wielkiej Brytanii (1960), Szwajcarii (1965), USA (1966) i Niemczech Zachodnich (1967), najpierw dla owczarków niemieckich, potem też dla innych, liczniejszych ras. Początkowo wydawało się, że selekcja jest skuteczna (choć nie we wszystkich krajach: w zależności od ostrości przyjętych kryteriów), ale po czterdziestu latach można już powiedzieć, że skutek jest znacznie mniejszy od oczekiwanego. U owczarków niemieckich częstość przypadków dysplazji zmalała o kilkanaście procent, ale już u nowofundlandów praktycznie wcale. Myślę, że należałoby tu zwrócić uwagę na fakt, iż na przestrzeni tych lat, owczarki niemieckie również eksterierowo zmieniły się znacznie, nowofundlandy raczej nie. W powyższym artykule autor stawia jeszcze jedną bardzo ciekawą tezę: "Powszechnie przyjmuje się, że psy wywodzą się od udomowionego niewielkiego, lekkiej budowy wilka azjatyckiego z Azji Centralnej. Mops, jamnik, Yorkshire terrier, dog i wilczarz irlandzki - wszystkie one są jego potomkami. Ale w takiej postaci, w jakiej dziś je znamy istnieją od niedawna. Czy wilki, szakale i dzikie psy mają dysplazję? Nie wiadomo, bo nikt takich badań nie prowadził. Z pewnością są to zwierzęta doskonale przystosowane, sprawne i skuteczne w walce o przeżycie. Na ile zmiany budowy, masy ciała i proporcji u psów sprzyjają powstawaniu dysplazji? Można przyjąć (choć nie jest to żelazną regułą), że wśród ras cięższych dysplazja występuje częściej niż u lekkich. Możliwe, że selekcjonując różne rasy na ich charakterystyczne cechy budowy, jednocześnie "promujemy" dysplazję. Wiadomo przecież, że te same geny wpływać mogą na wiele różnych cech. Ponadto pomiędzy różnymi cechami istnieć mogą korelacje. Może więc dla wielu ras to, co arbitralnie określamy jako dysplazję jest normą? Całkiem możliwe więc, że skuteczna eliminacja dysplazji doprowadziłaby do tego, że wszystkie psy stałyby się znów podobne do swego przodka." Wnioski bardzo ciekawe zważywszy na to, iż w opracowaniu autorstwa dr Adama M. Janickiego pod tytułem: "Możliwe obiektywne rozwiązanie problemu preselekcji fenotypów miednicy psów obciążonych genetycznie dysplazją stawów biodrowych." autor w podsumowaniu wyników pisze, że wydaje się iż blisko 100% populacji psów niektórych ras jest obciążone genetycznie dysplazją stawów biodrowych. Tylko czy w takiej sytuacji zwalczanie dysplazji ma jakiekolwiek szanse powodzenia? Można by się zastanowić nad hodowlą owczarków podhalańskich zanim wprowadzono selekcje, kwalifikującą do rozrodu tylko psy z określonym wynikiem HD. Na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat, psie geny chyba nie zmieniły się tak bardzo, choć teoretycznie sytuacja przed selekcją powinna być gorsza niż dziś. Można domniemywać, iż wówczas kojarzono psy zupełnie przypadkowo pod tym względem i na pewno rozmnażano psy, które w dobie dzisiejszej diagnostyki określano by jako dysplastyczne. Bo zaznaczyć tu trzeba fakt, że to iż jakiś pies porusza się prawidłowo, harmonijnie, bez jakichkolwiek objawów nieprawidłowości, wcale nie oznacza, że mamy do czynienia ze zwierzęciem z HDA. A przecież podhalan to pies, stworzony do pracy w trudnych górskich warunkach, gdzie psy musiały stawić czoła tak sprawnym przeciwnikom jak wilki czy niedźwiedzie. Górale hodowali te psy dlatego, bo były one skuteczne w obronie ich stad owiec. Czy rozmnażano by psy chorowite, które w dużym odsetku urodzonych szczeniąt byłyby z racji problemów z poruszaniem niezdolne do pracy? Myślę, że to niemożliwe. Gdyby "postawić" na naturalną selekcję jako sposób na wyeliminowanie dysplazji, to po kilku wiekach pracy w tak ciężkich klimatycznie i terenowo warunkach, w ogóle nie słyszelibyśmy o tym schorzeniu. A jednak problem istnieje. Na przestrzeni tych lat coś się jednak zmieniło. Na skutek ograniczenia hodowli owiec na Podhalu, a tym samym spadku zapotrzebowania na tego typu psa pracującego, małej popularności rasy i mitu, że nie mogą żyć na nizinach, ograniczeń w osiąganiu uprawnień hodowlanych - oceny z wystaw, wyniki HD - na pewno znacznie zmniejszyła się liczba osobników uprawnionych do rozmnażania, a tym samym znacznie zawęziła pula genowa rasy. Na przestrzeni tych lat na pewno zmieniło się (i to bardzo) środowisko życia psów. To czas super zbilansowanych dla każdego psa karm, super odżywek, wspomagaczy, minerałów i witamin. A pamiętać trzeba, że czynniki środowiskowe też mają udowodniony wpływ na końcowy wynik badania. W niektórych opracowaniach pisze się, że nawet do 70%. Tylko czy przy takim podejściu celowy jest zakaz rozmnażania takiego osobnika? Przecież jego potomstwo może już rozwijać się w zupełnie innych mamy sytuację obecną - psów niewiele, mocno spokrewnione, wąska pula genowa rasy, dalej uszczuplana wykluczaniem z hodowli psów ze złymi wynikami badań. Pozbywamy się więc psów, których cztery pokolenia przodków są sprawdzone pod względem eksterieru i psychiki i spełniają wymogi typowych przedstawicieli rasy. Wcale nierzadko również się zdarza, że 2 pokolenia przodków tych psów, to zwierzęta z wynikami HD A. A ponieważ pula genowa rasy jest zbyt uboga wpisuje się na to miejsce psy bez udokumentowanego pochodzenia, ale mające dobry wynik badania w kierunku dysplazji. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że fakt ten nie daje żadnych gwarancji, że potomstwo tego psa też będzie miało wynik HD A. O przodkach tych psów nie wiadomo nic. A może ojciec takiego psa był wnętrem (zważywszy, że może to prowadzić do zmian nowotworowych to problem już jest), a może był tak agresywny, że przyprowadzenie go na wystawę, w tłum obcych psów i ludzi, którzy jeszcze chcą go dotknąć, zajrzeć w zęby i pod ogon, było niemożliwe, a może był tak strachliwy, że wyjście poza furtkę własnego obejścia to nie lada wyczyn, a może zęby..., a może pigment...(o innych szczegółach wzorca pisać już nie będę czy to w ogóle był podhalan, bo przecież nikt tego nie weryfikował), a może miał HD D i nie był dopuszczony do hodowli, a może to był całkiem fajny pies, tylko nikt nie chciał się nim zająć? Może..., może..., może. Ale w hodowli psów wydaje mi się lepsza najgorsza prawda niż niewiedza. Bo wtedy można jej nadać jakiś logiczny kierunek, a nie błądzić po omacku. W przypadku dysplazji sprawa jest i tak szczególnie trudna, bo nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie -dlaczego występuje?. Na ile konsekwentna jest walka z dysplazją przy wykluczaniu z hodowli psów sprawdzonych w kilku pokoleniach, u których wiemy gdzie tkwi problem i jednoczesnym przyjmowaniu "niewiadomych" bo nie znamy ani wyników HD, ani oceny eksterieru, ani psychiki przodków. Co więc robić? Ideałem oczywiście byłby stan, gdybyśmy mieli w Ojczyźnie rasy tak dużo owczarków podhalańskich, z tak bardzo różnych linii hodowlanych, że dopuszczanie do rozrodu tylko osobników z wynikiem HD A, nie stanowiłoby zagrożenia dla rozwoju (czy obecnie w ogóle istnienia) rasy. Ale takiej sytuacji nie mamy i długo mieć nie będziemy. Trzeba wybrać jakieś "mniejsze zło". Może na ten moment traktować wynik HD jako bardzo ważną informację o konkretnym psie, ale jego "być albo nie być" w hodowli weryfikować na podstawie np. potomków dwóch pierwszych miotów, z różnymi partnerami, które musiałyby być prześwietlone w 60-70%?. W wypadku wyników gorszych od HD C warunkiem byłaby również doskonała psychika, wybitny eksterier, harmonijny ruch i partner sprawdzony w innych skojarzeniach pod względem wyników potomstwa? Zbierając przy tym jak najwięcej informacji i danych o wartości hodowlanej poszczególnych psów używanych w hodowli. Przy takim podejściu myślę, że byłyby one i znacznie bogatsze i bardziej wiarygodne. Przy jednoczesnej jawności takich danych i dla hodowców, i dla potencjalnych nabywców szczeniąt, nie sądzę, żeby był wielki problem z wykorzystywaniem w hodowli psów, dających w znacznym odsetku dysplastyczne szczenięta, nawet jeśli wynik własny tych psów to HD A. Dysplazja to temat bardzo trudny, rodzący bardzo wiele emocji, a alternatywą mogłoby być w ogóle zaprzestanie hodowli takich ras jak owczarek podhalański i wtedy już moglibyśmy naszym wnukom tylko pokazywać na zdjęciach, że kiedyś istniały takie piękne białe psy o wspaniałej psychice, przez wieki całe kształtowane w surowych, górskich warunkach by ochraniać swoją ludzką i zwierzęcą rodzinę. Barbara Sell "Badziar"

ile żyje pies z dysplazją